top of page

Echa natury w muzyce

Zdjęcie autora: Karolina KopytkoKarolina Kopytko
Caspar David Friedrich, Skalisty wąwóz w Górach Połabskich (1822-1823)

„Jest pewna przyjemność w bezdrożnych lasach; Jest upojenie na samotnym wybrzeżu; Jest społeczność, gdzie nie ma intruzów; Przy głębokim morzu i muzyce jego szumu; Nie człowieka kocham mniej, lecz Naturę bardziej”[1] – ten cytat George’a Gordona Byrona doskonale wyraża prawdziwą, naturalną relację człowieka z przyrodą. Choćbyśmy nie wiadomo jak bardzo chcieli odgrodzić się od otaczającego nas świata zieleni za pomocą betonowych murów, szyb i asfaltowych dróg, natura od zawsze zajmuje szczególne miejsce.


W najbardziej osobistym dziele Mahlera, za które sam kompozytor uważał swoją Pieśń o Ziemi (1909), jakże wymownie zestawione są ze sobą tematy przemijania, bólu istnienia i odnalezieniu szczęścia w pięknie dzikiej natury. Utwór ten miał szczególne znaczenie dla samego kompozytora, a skondensowane w nim emocje pozostawiają ślad w duszy każdego odbiorcy. W tym niezwykłym połączeniu gatunków pieśni i symfonii można dostrzec syntezę egzystencjalizmu z miłością do przyrody – świadczą o tym bogate (zarówno słowne, jak i muzyczne) opisy krajobrazów, które są wplecione w treść poszczególnych pieśni. Duże znaczenie ma również inspiracja, jaka przyczyniła się do powstania tego utworu – Flet chiński, zbiór chińskiej poezji w niemieckiej translacji Hansa Bethgego. Chiny są krajem, w którego tradycji natura zaznacza się wyjątkowo wyraźnie, dzikość przyrody od zawsze miała dla tego narodu ogromną wartość. W pierwszych pięciu częściach kompozytor skupił się na wyrażeniu egzystencjalnego smutku, a wątki piękna, kwiatów i śpiewu ptaków zostały jedynie delikatnie zaznaczone. Dopiero w ostatniej, znacznie dłuższej od poprzednich pieśni „Pożegnanie” (Der Abschied) łączy atmosferę utraty i rezygnacji z ukojeniem cierpienia poprzez kontakt z naturą, która – choć szykuje się do zimowego snu – odrodzi się na wiosnę i znów stanie się źródłem radości oraz szczęścia. W warstwie muzycznej można wyczuć swojego rodzaju próbę zatrzymania czasu poprzez uczucie kołysania, wolne tempa i powtarzalność figur dźwiękowych. Wprowadza ona pewną dwuznaczność – z jednej strony rytmiczne uderzenia tam-tamu przypominają o nieuchronności śmierci, a z drugiej partie harfy oraz czelesty przekazują zachwyt nad nieskończonym pięknem natury. Ten niezwykły gest połączenia w jednym dziele tajemnicy ziemskiej wędrówki człowieka i pełnej odwiecznej mądrości natury sugeruje ich nierozerwalność. Wśród smutku związanego z przemijaniem życia, promykiem nadziei zdaje się być właśnie przyroda, która co prawda także podlega tym procesom, lecz przez swoją zdolność do odradzania będzie trwać na wieki w niezmienionej formie.



Szczególny, emocjonalny stosunek do przyrody przenikał niemal wszystkich romantycznych twórców, stając się jedną z najbardziej charakterystycznych cech epoki. Z perspektywy czasu można jednak dostrzec w kondycji Ziemi ogromne i nieubłagalne zmiany. Obecny świat przyrody diametralnie różni się od tego, którego doświadczali ludzie w XIX wieku. Od tamtej pory klimat i krajobraz Ziemi znacznie się zmienił, a powierzchnia dzikich przyrodniczo terenów wyraźnie zmalała. Współczesny człowiek ma dużo mniej okazji do obcowania z naturą – żyjąc w mieście musi zadowolić się parkami i skwerami, gdzie zamiast śpiewu ptaków i tak słyszy jedynie nieustający uliczny szum. Wybierając się do najbliższego lasu szybko zorientuje się, że otaczające go drzewa zostały posadzone przez leśników w równych rzędach. Jedyną szansą, by doświadczyć przebywania w pierwotnej puszczy jest udanie się do parku narodowego lub rezerwatu przyrody, które najczęściej i tak są smętnie odgrodzone płotem od „realnego” świata. Jak taka rzeczywistość wpływa na ludzi i artystów? Częściowej odpowiedzi na to pytanie udziela Krzysztof Penderecki: „Faustyczna pasja niszczenia jeszcze nigdy nie posunęła się tak daleko. […] Dla człowieka, który odwykł od świętości, natura jest jednak tworem martwym, pozbawionym transcendentalnych odniesień. I niewiele pomoże tu ekologiczny racjonalizm. Śmierć drzew, lasów, tropikalnych dżungli to nie jest tylko problem biologiczny. Kultura, która grzeszy przeciwko lasom, podcina własną rację bytu”[2]. Cytat ten wymownie oddaje więź, jaka łączy świat przyrody ze światem sztuki. Skoro więc degradacja środowiska wciąż postępuje, jak pisać o zjawiskach, które giną, o elementach naszego świata, które niegdyś tak oczywiste, dziś zmieniają się nie do poznania? Człowiek nigdy przecież nie będzie wolny od uczuć do przyrody, więc czuje wewnętrzną potrzebę lub też nawet przymus podejmowania tego tematu.



Współcześni twórcy mimo wszystko podejmują tę próbę i za pomocą sztuki wyrażają swoją tęsknotę za utraconym porządkiem. Przykładem jest tutaj chociażby Paweł Malinowski (1994), który swoje niezadowolenie z obecnej kondycji ziemskiego klimatu wyraża bardzo wyraźnie w utworze ice to weep (2022-2023) na głos, instrumenty i dźwięki elektroniczne. Teksty Thomasa Hardy’ego i Simona Armitage’a, które w nim wykorzystał, odzwierciedlają dawne, pogodowe realia, kiedy na porządku dziennym były mroźne, doskwierające zimy. Utwór podejmuje refleksję nad nieodwracalną zmianą zimowej aury i nostalgicznie wspomina dawny stan rzeczy. Różnorodne środki techniki kompozytorskiej oddają atmosferę wyjątkowego, bo pozornego spokoju – zmiany następują w nim powoli i płynnie, prawie niezauważalnie, co można porównać do nieuchwytnej na pierwszy rzut oka degradacji środowiska. Wyrafinowane zabiegi ilustracyjne, takie jak podmuchy wiatru w partii taśmy czy obraz lodowca kreowany przez statyczne, niskie tony wydobywane na instrumentach, nasuwają skojarzenia z barokowym naśladownictwem natury. Znakomicie korespondująca z warstwą elektroniczną przejmująca partia wokalna w drugiej części płynnie przechodzi w recytację – jest to śpiew łagodny, nienachalny, jak gdyby tylko sugerujący zagubienie człowieka w nowych realiach pogodowych. W końcowym momencie, w którym na pierwszym planie pozostaje dźwięk kapiącej z konewek wody, można wyobrazić sobie deszcz, topniejący lodowiec lub (jak kto woli) pozbawiony nadziei płacz. W całym utworze można wyczuć sentyment do tego, co minęło, a co za tym idzie silną chęć ponownego doświadczenia tych zjawisk. Podjęty przez Malinowskiego wątek natury, a raczej jej zanikania, nie mógł zostać wyrażony z poczuciem beztroski porównywalnym do tego, jakie towarzyszyło twórcy romantycznemu. Ekspansja człowieka względem planety nie zwalnia tempa, przez co próżno szukać nadziei na powrót do dawnego stanu rzeczy.



Agnieszka Stulgińska, fot. Krzysztof Marciniak

Swoją tęsknotę za naturalnością, zabarwioną jednak odrobiną wiary, Agnieszka Stulgińska wyraża w utworze Respira (2021) na głosy wokalne. Manifestuje ją poprzez połączenie pradawnego innuickiego śpiewu gardłowego z chrześcijańskim chorałem. Ta niecodzienna kombinacja może wydawać się niezrozumiała, lecz oba te odmienne style odwołują się do spraw ponadczasowych, spirytualnych, absolutnych. W tej konkretnej kompozycji połączenie to przedstawia się wyjątkowo przekonująco – wynika z niej, że wszystko, co żyje, ewoluuje i wydarza się na Ziemi ma jedno, wspólne źródło. W notce programowej dołączonej przez kompozytorkę do prawykonania możemy doszukać się zarówno cytatów z Biblii, jak i źródeł pierwotnych kultów ziemi. „Płuca ciała ziemi oddychały / I ziemia była spotkaniem / Człowiek istniał poprzez relację / Ciało duszy oddychało z duszą ciała”[3] – znaczące, że cały ten tekst został napisany w czasie przeszłym, jak gdyby to, co jego autorka chciała przekazać wydarzyło się dawno i nie obowiązywało już dzisiaj. W tym kilkunastominutowym utworze mieści się ogromna siła wyrazu – narracja rozwija się bardzo powoli, jak gdyby nie była uzależniona od naszego, ogólnie przyjętego porządku czasu, lecz od absolutnego czasu Wszechświata. Wszelkie relacje zachodzące pomiędzy melodią, rytmem i harmonią są podporządkowane równie odległym od nas historycznie ścisłym zasadom kontrapunktu, przez co mimowolnie odczuwamy obecne w kompozycji porządek i proporcje. Najsilniejszy punkt wyrazowy utwór osiąga w momencie, gdy dwie kobiety stają naprzeciw siebie w bliskiej odległości i śpiewają naprzemiennie, sprawiając przy tym dwuznaczne wrażenie atakowania lub dopełniania siebie nawzajem. Znaczącym gestem jest tutaj zaakcentowanie roli kobiet, które (podobnie jak Ziemia) symbolizują płodność i podtrzymują byt. Punktem wyjścia dla Respiry jest oddech – czynność, którą wszyscy wykonujemy odruchowo, ale równie dobrze jesteśmy w stanie ją kontrolować. Oddech to medium, które łączy ludzką cielesność z duchowością ponad wszelkimi podziałami. Oprócz tego ważnymi elementami dzieła Stulgińskiej są krzyki i jęki, które dopełniają miarowo urytmizowaną, muzyczną przestrzeń podkreślając jej naturalność i dziewiczość. Kompozytorka nie po raz pierwszy sięga po techniki wokalne, które są mocno zakorzenione w ciele i w tradycji – znaczenie ma tutaj nie tylko brzmienie, ale także powrót do ziemi, do rdzenności, do relacji, które symbolizuje choćby wzajemna wymiana oddechów. Poszukiwanie autentycznych tradycji, które zachowały się do dziś w niezmienionej formie, jest jednym z ważniejszych obszarów zainteresowań Stulgińskiej. Może to świadczyć o szczerej tęsknocie twórczyni za tym, co pierwotne, naturalne i przez to autentyczne.


Co nam to mówi o zmianie stosunku współczesnych artystów do natury? W dzisiejszych realiach ich uczucia do dzikiej przyrody przybierają formę pewnego sentymentu i tęsknoty za czymś pięknym i prawdziwym, czego chcielibyśmy doświadczać, a co jest obecnie krytycznie zagrożone. Im bardziej ludzie oddalają się od natury, tym bardziej poszukują kontaktu z nią. Nie bez przyczyny rozkwit wątków przyrodniczych w sztuce nastąpił wraz z początkiem rewolucji przemysłowej – wtedy również naturalny, znajomy krajobraz gwałtownie się zmienił. Dzisiaj, pomimo wysiłków podejmowanych na rzecz zazieleniania miast i ochrony dzikich terenów, kontakt człowieka z przyrodą jest znacznie uboższy – wtłoczony w ramy miasta jest on podporządkowany jego schematom, które uniemożliwiają życie w zgodzie z rytmem wschodów i zachodów Słońca czy też naturalnym cyklem pór roku. Pragnienia te znajdują ujście w sztuce, która i tak zwykle stanowi odbicie największych trosk i tęsknot jej twórców.

 

[1] George Gordon Byron, Wędrówki Childe-Harolda, przeł. J. Kasprowicz, J. Paszkowski, Państwowy Instytut Wydawniczy 1955.

[2] Krzysztof Penderecki, książeczka do płyty VI Symphony „Chinese songs” / Concerto per Clarinette, ACD2702, CD Accord 2019.

[3] Agnieszka Stulgińska, komentarz do utworu Respira zamieszczony w programie drugiego koncertu 9. Festiwalu Prawykonań w Katowicach (2021).

תגובות


bottom of page